Gibraltar 1943, katastrofa czy zamach?

Gibraltar – brytyjskie terytorium zamorskie. Mieszka w nim ok. 30 tys. ludzi, czyli tyle, co w mniejszym polskim mieście i ma powierzchnię prawie 7 km kwadratowych. Góruje nad nim charakterystyczna skała Gibraltarska wznosząca się na wysokość 426 m n.p.m.

4 lipca 1943 roku ok. godziny 23:07 doszło do katastrofy samolotu Liberator Mk II o numerze fabrycznym AL523 w której zginęli m.in. Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych i szef polskiego rządu gen. Władysław Sikorski. W katastrofie śmierć poniosła także córka generała, szef sztabu Naczelnego Wodza, Tadeusz Klimecki oraz siedem innych osób.

Lot trwał zaledwie 16 sekund. Mniej więcej 600 metrów od pasa startowego maszyna runęła do morza. Kadłub przełamał się na trzy części, które błyskawicznie zatonęły. Tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja.

A jak było naprawdę?

Dariusz Baliszewski w książce „Tajemnica śmierci Sikorskiego, Gibraltar 1943” w wiarygodny sposób usiłuje przedstawić wiele wątków, które pojawiają w związku z tajemniczą katastrofą.

Obecność sowieckich tajnych agentów na Gibraltarze w dniach poprzedzających śmiertelną katastrofę lotniczą na skale, do dziś nieznana dokładna ilość ofiar katastrofy…

”Skoro katastrofa zdarzyła się o 23.07, to jak było możliwe, by pierwsze depesze skierowane do Londynu, że „wszyscy zginęli”, zostały wysłane tuż po północy, czyli po 40-50 min. Pytanie to wydaje się o tyle zasadne, że kutry ratunkowe wyruszyły z portu gibraltarskiego w kierunku tonącego samolotu natychmiast po wypadku. A skoro miały do przepłynięcia (w prostej linii, nie licząc kluczenia po torach wodnych między gęsto ustawionymi minami) w jedną stronę 15 km i z powrotem z ciałami do portu drugie 15 km (wokół skały), to razem musiały przepłynąć około 30 km. Przyjmując, że poszukiwanie i wyławianie ciał również musiało pochłonąć w nocy choćby kilka minut, to z wyliczeń wynikałoby, że kutry musiałyby rozwijać prędkość 50-60 km/h. Nawet dzisiaj najnowocześniejsze jednostki nie potrafiłyby tego dokonać.

A nawet gdyby brytyjskie dane dotyczące akcji ratowniczej przyjąć za prawdopodobne, to czy w ciemną noc po znalezieniu dwóch osób żywych (pilot i brygadier Whitley, który zmarł na łodzi ratowniczej) i dwóch ciał (Sikorski i Klimecki) można było godzinę po wypadku wiedzieć ponad wszelką wątpliwość, że wszyscy zginęli i informować o tym Londyn? Wydaje się, że ktoś, kto wysyłał depeszę tej treści pięć minut po północy, musiał już wówczas widzieć wszystkie ciała i znać całą prawdę.

Mało wiarygodne są oświadczenia brytyjskie o zaginięciu kilku ciał, m.in. córki generała, Zofii Leśniowskiej. Te ciała rzekomo miały unieść prądy morskie. W zatoce po wschodniej stronie skały prądy morskie są minimalne. Co ważniejsze, Gibraltar w obronie przed włoskimi miniaturowymi łodziami podwodnymi operującymi z hiszpańskiego Algeciras był otoczony stalową siatką. Gdyby któreś z ciał rzeczywiście uniósł prąd morski, znalazłoby się najpewniej na owej siatce.

Nie potrafimy też wyjaśnić innego fenomenu. Oto po rzekomej katastrofie ogromnego samolotu (24 tony), jego rozbiciu i zatonięciu 450-500 m od brzegu, gdy w wodzie znalazły się tony benzyny lotniczej, bo liberator już bez międzylądowania miał dolecieć pod Londyn, a więc był zatankowany do pełna, do wody z benzyną, do unoszących się nad falami oparów paliwa samoloty brytyjskie zrzucały race, by oświetlić miejsce wypadku. Ku zdziwieniu nawet brytyjskiej komisji śledczej nie włączono reflektorów, które z morza mogły oświetlić przestrzeń, natomiast zrzucano race, które powinny pomnożyć ofiary, zabijając w płomieniach uczestników akcji ratowniczej. Morze nie zapłonęło być może dlatego, że żaden z pytanych o to świadków wypadku i akcji ratowniczej nie pamięta, by czuł wówczas zapach benzyny. Jak gdyby ten samolot już w założeniu dowódców miał przelecieć najwyżej kilkaset metrów, a tym samym nie był zatankowany do pełna.

Akcja ratownicza zasługuje na szczególne zdziwienie i uwagę prokuratora. Oto bowiem gibraltarskie lotnisko było wówczas przede wszystkim lądowiskiem dla wodnopłatów. Dlaczego nie użyto w akcji ratowniczej jednego z kilkudziesięciu samolotów zdolnych do lądowania na wodzie? Mógłby się znaleźć przy tonącym liberatorze w ciągu kilku minut, tym bardziej że – jak wskazują wszystkie świadectwa – pogoda była znakomita, a morze spokojne.”

Fragment książki „Tajemnica śmierci Sikorskiego, Gibraltar 1943”

Mimo dziesięcioleci, oddzielających nas od tej wstrząsającej tragedii, wciąż nie milkną wątpliwości, spekulacje, kontrowersje i rozmaite teorie spiskowe co do tego, co tak naprawdę wydarzyło się na gibraltarskiej skale.  Potęgowane dodatkowo przez sprzeczne relacje światków, brak dostępu do brytyjskich archiwów – akta zostały utajnione do 2043 roku, dające się łatwo podważyć fakty, niespójne zeznania, liczne kłamstwa, manipulacje, fałszywe tropy i wieloletnią zmowę milczenia.

Na Gibraltarze w trzech miejscach zwiedzających znajdą informację dotyczące tych wydarzeń.

Pierwsza z nich to tablica przy stacji nadawczej znajdująca się w Skale (Siege Tunnels) nieopodal lotniska. Tam owej feralnej nocy operator radiowy był jedynym świadkiem katastrofy Liberatora.

Kolejne szczególne miejsce to Katedra Najświętszej Mari Panny Królowej, gdzie po katastrofie stała trumna z generałem, a następnie na pokładzie niszczyciela ORP „Orkan” – do Wielkiej Brytanii.

Na samym południu Gibraltaru w miejscu znanym jako Europa Point (skąd dostrzec można wybrzeże Afryki) znajduje się pomnik poświęcony gen. Sikorskiemu oraz wszystkim ofiarom z 4 lipca 1943 r. Na pomnik składa się skrzydło Liberatora – samolotu, którym leciał generał, na okalającym murku umieszczono wizerunek orła w koronie z rozpostartymi skrzydłami. Na kamiennej podstawie skrzydła wyryto nazwiska ofiar katastrofy.

Chcesz wesprzeć moje działania?

 

Przeczytaj również:

Kompania Braci "Foy"

W okresie między 9 – 13 stycznia kompania „E” poniosła największe straty, kończące się atakiem i zdobyciem Foy 13 stycznia. 8 osób zginęło w Foy, a 6 wcześniej.

 

Niesamowity event w Ardenach

Ponad 150 rekonstruktorów, kilkadziesiąt pojazdów i niesamowita inscenizacja walk z przełomu 1944 i 1945 roku.

 

Kompania Braci "Crossroads"

Na rozkaz „Ognia” wystrzeliło 12 karabinów niemal w jednej salwie. W ciągu kilku sekund akcja dobiegła końca i oddział się wycofał.

 

Media Społecznosciowe