Vince J. Speranza "Nuts!"
22 grudnia 1944 roku, podczas bitwy o Ardeny, gdy Niemcy otoczyli belgijskie miasto Bastogne, niemiecki posłaniec przyniósł wiadomość od swojego dowódcy do generała brygady Anthony’ego McAuliffe’a, pełniącego obowiązki dowódcy 101 Dywizji Powietrznodesantowej, żądając jego poddania się. Odpowiedź McAuliffe’a była prosta: „Nuts!” (polskie znaczenie to mniej więcej: Wypchaj się)
W tym czasie w jednym z okopów przebywał dziewiętnastoletni wówczas Vince Speranza – żołnierz obsługi karabinu maszynowego.
Vincent J. Speranza
501 Pułk Piechoty Spadochronowej, 101 Dywizja Powietrznodesantowa
Urodzony 23 marca 1925 w Nowym Jorku
Zmarł 2 sierpnia 2023 r.
Służba II wojny światowej: 1943-1946
„W strasznej sytuacji zawsze jest jakiś sposób, by znaleźć jasną stronę i wydobyć ze wszystkiego to, co najlepsze”.
Pierwsze doświadczenie bojowe Vince’a miało miejsce podczas bitwy o Ardeny. Chociaż 19-latek nie był w stanie zapewnić prowizorycznym punktom pomocy tego, czego desperacko potrzebowali, tj. zaopatrzenia i personelu medycznego – wiedział, że może przynieść pocieszenie rannym i przygnębionym. Towarzysze nigdy nie zapomnieli żywej, niezwykłej osobowości Vince’a ani jego niestrudzonych wysiłków, by podnieść ich na duchu, nawet jeśli wiązało się to z narażeniem własnego bezpieczeństwa.
Poniżej jedna z historii opisana w książce ze wspomnieniami Vinca Speranzy.
… Kiedy mój przyjaciel Joe Willis został ranny, udałem się do kwatery głównej, aby go odnaleźć. Znalazłam go na podłodze kościoła, owiniętego kocem i czymś, co wyglądało jak zasłona z jednego z domów.
– Hej, Joe, jak się masz?
– Ach, to nic takiego, tylko kilka małych odłamków w moich nogach. Wyjdę stąd za dzień lub dwa.
– Och, to świetnie, Joe, trochę się martwiłem. Ale, muszę już wracać, Joe, czy mogę coś dla ciebie zrobić, zanim wyjdę?
– Tak, idź znaleźć mi coś do picia.
– Joe, gdzie do diabła mam znaleźć ci coś do picia, jesteśmy otoczeni i odcięci: nie ma tu żadnych zapasów.
– Zajrzyj do jednej z tawern.
– Joe, wszystkie tawerny są zbombardowane — powiedziałem.
– Idź i zobacz mimo wszystko.
– Dobrze, ale nie zdziw się, jeśli nie wrócę.
Wyszedłem z kościoła i poszedłem ulicą. Po prawej stronie znajdowała się zbombardowana tawerna. Wszedłem; wszędzie było potłuczone szkło i roztrzaskane meble. Niedobrze. Poszedłem dalej w dół ulicy do innej tawerny. Tam też były tylko resztki baru i doznałem szoku, kiedy pociągnąłem za uchwyt, a wypłynęło piwo. Rozejrzałem się wokół, ale nie znalazłem żadnych pojemników. Zdjąłem swój hełm, którego używałem w okopie, gdy nie mogłem wyjść do latryny, rozdmuchałem w nim trochę śniegu i napełniłem go piwem. Wróciłem do kościoła.
– Hej Joe, mam trochę piwa — powiedziałem.
– Cholera, daj mi tego trochę — odpowiedział.
Joe usiadł, a ja przyłożyłem hełm do jego ust.
– Hej, daj mi też trochę (zawołał ktoś z drugiej strony).
– Ja też chcę, daj mi trochę (inny głos)
Po chwili mój hełm był pusty
– Skończyło się.
– Idź po więcej.
Posłusznie wyszedłem z kościoła i wróciłem do tawerny. Napełniłem hełm i ruszyłem z powrotem do kościoła. Kiedy dotarłem do kościoła, w drzwiach z założonymi rękami stał chirurg pułkowy, major.
– Co ty, do cholery, robisz, żołnierzu?
– Err, ah… Udzielam pomocy i pocieszenia rannym, sir?
– Głupku, nie wiesz, że mam tam przypadki urazów klatki piersiowej i żołądka, chcesz ich zabić tym piwem? Wynoś się stąd, zanim cię zastrzelę.
– Tak jest, sir!
– I zakładaj ten hełm.
-Tak jest, sir!
Zarzuciłem hełm na głowę, cały się zalałem piwem i biegłem jak diabli, nim major zmieni zdanie…
(tłumaczenie własne fragmentu z książki „Nuts!” Vincent J. Speranza)